Jesienne spotkanie Bractwa Szyprów
(11.12.2015)

image005

Jesienne spotkania Bractwa Szyprów to forum wymiany doświadczeń, na którym opowiadamy o przeżyciach minionego sezonu, cieszymy się z osiągnięć, analizujemy popełnione błędy. Uczestnicy potwierdzają, że nic nie zastąpi bezpośredniej wymiany myśli, pozwalającej na lepsze wczucie się w sytuację.

Nie inaczej było i tym razem. Po raz kolejny Bractwo Szyprów skorzystało z gościny Fundacji Hobbit. Zapowiadane tematy zgromadziły spore grono członków i sympatyków. Rozpoczęliśmy niezbyt wesołym tematem utraty jachtu s/y Melina. Jachtu, który rok wcześniej został wyróżniony przez Bractwo Szyprów za wkład w integrację żeglarskiego środowiska Dolnego Śląska w czasie oceanicznej wyprawy wokół Europy. Niestety to ostatni wyczyn tego jachtu, który we wrześniu tego roku zatonął koło wyspy Guernsey. Siatkobetonowy kadłub nie wytrzymał silnego uderzenia o skałę. O całym zdarzeniu opowiedział Bolek Rudnik, który był kapitanem feralnego rejsu. Na uwagę zasługuje szybkość, z jaką jacht zatonął. Jak określił Bolek, po minucie pokład znalazł się pod wodą, a załoga bez żadnego zabezpieczenia za burtą. Analiza sytuacji pokazała, jak splot pozornie nieistotnych niedociągnięć doprowadził do fatalnego końca. Przy pięknej żeglarskiej pogodzie załoga nie doceniła silnego prądu pływowego i nie była wystarczająco skoncentrowana na sforsowaniu pozornie prostego przejścia. Błąd może zdarzyć się każdemu. Jednakże zasadniczym problemem okazał się czas, jaki pozostał na ewakuację z tonącego jachtu. Ćwiczone alarmy opuszczenia statku (jeśli w ogóle ćwiczone) zajmują zdecydowanie więcej czasu. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności można określić to, że akcja ratunkowa została podjęta niemal natychmiast i po 15-20 minutach cała załoga była wyciągnięta z wody, mimo rozproszenia w wyniku działającego prądu. Dyskusja, która rozgorzała po relacji Bolka, objęła aspekty techniczne wyposażenia ratunkowego, sposób przygotowania załogi na taką ewentualność, zachowanie w trakcie zdarzenia, szybkość zadziałania procedur ratunkowych. W każdym z omawianych elementów pojawiały się luki świadczące, że nie da się wszystkiego przewidzieć. Co nie zwalnia nas z przygotowania na sytuacje ekstremalne. Rolą kapitana jest uwzględnienie specyfiki jachtu, załogi, pogody, akwenu w przygotowaniu do tego, co nie powinno nastąpić – utraty jachtu. Rodzaj posiadanych środków ratunkowych, sposób ich rozmieszczenia oraz mocowania, umiejętność ich wykorzystania to są elementy, które z jachtu na jacht, z załogi na załogę niekoniecznie muszą być powtarzalne. Trzeba sobie zdawać sprawę z ograniczeń każdego rozwiązania, nawet gloryfikowanych czasami pneumatycznych kamizelek ratunkowych noszonych „na okrągło”. Dlatego ćwiczymy „abandon ship”. Czy rzeczywiście, czy może nas temat nie dotyczy? Lekcja, którą przerobił Bolek, uczy przede wszystkim, że oddając cumy rozpoczynamy „zabawę”, która wymaga zaangażowania. Dla kapitana to pełna koncentracja, kiedy pozostali odpoczywają po roku ciężkiej pracy na lądzie. Ograniczone zaufanie jest tu przejawem dbałości o jacht i załogę, a nie podważaniem kompetencji kolegów, nawet tych „patentowanych”.

Omawiane kwestie bezpieczeństwa jachtu, a co za tym idzie i załogi, nabierają szczególnej wagi w rejsie samotnym. Od tego też zaczął swoją opowieść Jacek Guzowski, który spędził blisko półtora roku na pokładzie jachtu s/y Eternity w jednoosobowej żegludze z Polski na Karaiby i z powrotem. Wypłynął w sierpniu ub.r. ze Świnoujścia i jak sam st     wierdził, przez pierwszą połowę rejsu uczył się jachtu i sposobu prowadzenia żeglugi, aż poczuł się bezpiecznie na pokładzie swojego jachtu. Nieocenione usługi w zakresie bezpieczeństwa oddał aktywny AIS, dzięki któremu nie tylko Jacek był informowany o zbliżającym się zagrożeniu, ale też dawał statkom dużo lepszą szansę na zauważenie jachtu niż echo radarowe, nie zawsze czytelne na ekranie w trudniejszych warunkach. Oczywiście AIS nie zabezpiecza przed wejściem na skałę, ale o to zadbał Jacek zostawiając spory dystans od podobnych niebezpieczeństw. Jednakże cały czas w kokpicie podróżował grab bag wyposażony w immersion suit i PLB. Szczęśliwie nic z tego nie musiało być użyte. Rejs mimo rozlicznych kłopotów technicznych zakończył się szczęśliwie po przepłynięciu blisko 15 tysięcy Mm. Trzeba zaznaczyć, że na tej klasy rejs samotny w naszym regionie czekaliśmy ponad 30 lat. Do tej pory podobne dokonania były udziałem tylko dwóch kapitanów – Stanisława Ciska na Narcyzie i Janusza Mariańskiego na Bagateli, choć nie można zapominać o związkach z Wrocławiem innych wielkich samotników – Krzysztofa Baranowskiego i Ludomira Mączki. Decyzję o stawieniu czoła wszystkim trudom żeglarskim w pojedynkę podjął Jacek kilka lat wcześniej i konsekwentnie ją realizował, najpierw przez zakup odpowiedniego jachtu, później samotne pływania po Bałtyku, by ostatecznie po solidnym remoncie i doposażeniu wyruszyć ku życiowej przygodzie. Zarówno wypłynięcie w samotny rejs jak i powrót z tak długiej samotności stanowi swoiste wyzwanie. Każde wyjście z portu i pozostawienie nowych przyjaźni to trudność w dużo większym stopniu niż tego doświadczamy w rejsach załogowych. Proste czynności urastają do rangi poważnego problemu, gdy do dyspozycji są tylko dwie ręce, a nie można odłożyć naprawy do jutra.

Ograniczony czas spotkania spowodował, że wiele sytuacji trudnych, radosnych, podniosłych i stresujących zostało zaledwie zasygnalizowanych, ale i to pozwoliło wczuć się w atmosferę samotności na niespełna 9-metrowym jachcie. Nic więc dziwnego, że zebrani przez aklamację uznali wyczyn Jacka Guzowskiego za Rejs Roku 2015, choć tradycji stało się zadość i każdy z obecnych miał czas zaprezentować własne dokonania żeglarskie mijającego roku. Statuetka w formie globusa towarzysząca wyróżnieniu powędrowała w wyjątkowo godne ręce. Muszę dodać, że i Bractwo Szyprów zostało uhonorowane, bowiem na ręce grotmaszta została przekazana bandera polska, używana na s/y Eternity w czasie samotnego rejsu. Stopień jej zużycia potwierdza, że łatwo nie było.

Na spotkaniu nie zabrakło informacji na temat szykowanej budowy żaglowca. Zaprezentowany został etap przygotowań oraz niektóre gadżety towarzyszące inicjatywie. Obecni wyrazili swoje poparcie dla idei przez wpisanie się na listę, jak również fotografując się z afiszem o treści popierającej budowę. Wszyscy podkreślali spodziewany pozytywny efekt związany z udostępnieniem młodzieży kolejnego żaglowca.

Spotkanie zakończyły życzenia Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku składane sobie nawzajem z zaleceniem, aby w ramach relacji ze spotkania przekazać je wszystkim członkom Bractwa Szyprów, co niniejszym czynię. Jak zwykle po zakończeniu części oficjalnej dyskusje w grupach objęły wiele tematów nie poruszonych wcześniej. W dalszym ciągu też sporo emocji towarzyszyło głównym tematom spotkania. Bolek i Jacek odpowiadali na pytania, które zostały odłożone na później. Atmosfera lokalu Fundacji Hobbit wyraźnie służyła żeglarskim rozważaniom.

Remigiusz B. Trzaska
Grotmaszt Bractwa Szyprów

Fot. Marek Guzowski

Remigiusz B. Trzaska

Dodaj komentarz