Jacht: s/y PANORAMA
,Wroc³aw,
PZ-1675
Za³oga:
Remigiusz B. Trzaska - kapitan
Rainer Pietrasik - I
oficer
Stanis³aw Okulowski -
II oficer
Henryk P³oszañski - III
oficer
Piotr Graczyk -
za³oga
Jerzy Kamionka - za³oga
Mariusz Schmidt - za³oga
Nagroda: III NAGRODA HONOROWA REJS ROKU 1988 G£OS WYBRZE¯A
Rejs ten jest drug¹ czêœci¹ wyprawy dooko³a œwiata zorganizowanej na jachcie s/y PANORAMA przez Jacht Klub AZS Wroc³aw. Okazj¹ do organizacji najwiêkszej imprezy dolnoœl¹skiego ¿eglarstwa, a i nietuzinkowej w skali kraju, by³o dwustulecie "bia³ej" historii kontynentu australijskiego. Organizatorzy obchodów zaplanowali paradê ¿aglowców z ca³ego œwiata jako kulminacyjny moment ca³ych uroczystoœci. Po prostu nie mog³o tam zabrakn¹æ Polaków.
Dla za³ogi, rodzin i przyjació³ rejs rozpocz¹³ siê na d³ugo przed dat¹ zaokrêtowania. Wspó³praca z pierwsz¹ za³og¹ przy przygotowaniu jachtu i wyprawy, potem przygotowanie zaopatrzenia na ca³¹ trasê, wysy³ka zaopatrzenia do Sydney, gdzie mia³a nast¹piæ wymiana za³óg, to wszystko zajê³o ponad rok czasu.
Wyruszamy z Wroc³awia 14.01.1988 ¿egnani przez przyjació³ szampanem ch³odzonym panuj¹cymi warunkami pogodowymi. Musimy dotrzeæ do Londynu, sk¹d linie lotnicze Quantas, jeden ze sponsorów obchodów 200-lecia zabior¹ nas do Sydney. Bêd¹c ju¿ na antypodach prze¿ywamy prawdziwy najazd miejscowej polonii. Po raz kolejny przekonujemy siê, ¿e jesteœmy dos³ownie wszêdzie. Polonia zaw³adnê³a jachtem i za³og¹. Swoist¹ form¹ przejêcia jachtu jest œlub Piotra z Ma³gosi¹ z pierwszej za³ogi. Wzbudza to du¿e zainteresowanie wszystkich dooko³a.
Z Sydney wyp³ywamy w powiêkszonym sk³adzie. W za³odze s¹ jeszcze Henryk Idczak i Jerzy Kwiatkowski, którzy przylecieli z nami z Polski oraz Ben Rodañski, jeden z tych, którzy najgorêcej siê nami zajêli. Niestety jacht ma tylko 10 miejsc i od wielu wspania³ych ludŸmi odgradza nas ju¿ pierwsza wielka fala, która zalewa pok³ad przy wyjœciu z portu Sydney. Oddalamy siê od l¹du, ¿eby omin¹æ przeciwny pr¹d i docieramy do Lord Howe Island. Wspania³y zak¹tek, daj¹cy przedsmak uroków rafy i tropików. Tu opuszcza nas Ben, dla którego skoñczy³ siê czas wolny. P³yniemy na pó³noc do Brisbane i Mooloolaba. Jest tam doœæ tani slip. Ponad miesiêczny postój w Sydney spowodowa³, ¿e jacht zarós³ bardziej ni¿ w czasie oceanicznej ¿eglugi. Widaæ to te¿ na wskaŸniku prêdkoœci. Za przeprowadzon¹ kosmetykê jacht odwzajemnia siê szybk¹ ¿eglug¹. Jak jednak odmówiæ wspania³ej goœcinnoœci Polaków, których spotykamy w ka¿dym porcie - Brisbane, Mooloolaba, Mackay, Townsvill, Cairns; opóŸnienie zaczyna narastaæ.
W Brisbane do³¹cza do nas
Grzesiek Haremza, dla którego jest to spe³nienie dawnego marzenia. W
Mackay mamy przymusowy d³u¿szy postój. Tu¿ przed wejœciem do portu
zahaczy³ nas
swoim skrzyd³em cyklon Charli. W jednej chwili z niczego rozdmucha³o siê
do 11 oB i trzyma tak kolejny dzieñ. W koñcu wychodzimy do Townsvill.
Dziêki tutejszej Polonii pobyt jest wyj¹tkowo atrakcyjny. Odp³ywamy
tylko dlatego, ¿eby
nie przetrzymywaæ w 40-to stopniowym upale sporej gromadki dzieci
¿egnaj¹cych nas w krakowskich ubrankach. Opuœci³ nas równie¿ Grzesiek. W
po³owie marca w Australii jest ju¿ po wakacjach. W Cairns znowu nie
chc¹ nas puœciæ.
P³yniemy w nocy ¿eby nadrobiæ czas. Nad ranem wchodzimy na rafê. Na
szczêœcie stalowy jacht robi wiêksz¹ krzywdê rafie ni¿ rafa dla jachtu.
Jednak pomoc kutra rybackiego przy zejœciu okaza³a siê niezbêdna.
Schodzimy pod wodê
i dokonujemy oglêdzin - jacht ca³y, ale malowanie trzeba powtórzyæ przy
najbli¿szej okazji. Przechodzimy do Cooktown. Wejœcie jest tak p³ytkie,
¿e mo¿na siê wœlizgn¹æ tylko przy wysokiej wodzie. Niestety spóŸniliœmy
siê i czekamy do rana le¿¹c burt¹ na piasku. Trafia nam siê wyj¹tkowa
okazja do zobaczenia buszu i zwiedzenia wiosek Aborygenów. Wyj¹tkowoœæ
polega na tym, ¿e Aborygeni niezbyt chêtnie widz¹ obcych w swoich
wioskach i
tylko biali z obs³ugi technicznej maj¹ prawo ich odwiedzaæ. Okresowa
inspekcja sieci energetycznej jest wystarczaj¹cym powodem. Po drodze
pe³no znaków rozstawionych przy rzekach i zbiornikach wodnych
ostrzegaj¹cych przed
krokodylami. Do takiej wody wchodzi siê naprawdê tylko raz. Zaskoczeniem
jest bar w œrodku buszu. W pierwszej chwili mamy w¹tpliwoœæ czy ca³a
konstrukcja za chwilê nie runie, ale piwo podaje siê w temperaturze,
któr¹
zaakceptowa³by na pewno "Holiday Inn".
¯eglujemy dalej na pó³noc robi¹c krótkie postoje przy wyspach koralowych. Zbieramy muszle i kokosy, które podzieli³y za³ogê na spijaj¹cych mleczko i wyjadaj¹cych mi¹¿sz. Pogoda siê psuje. To ju¿ jesieñ a s³awetna cieœnina Torresa jeszcze przed nami. Przed wejœciem do Kana³u Adolfa ³apie nas niewiarygodna ulewa, ograniczaj¹ca widocznoœæ do zera. Nawet ekran radaru zamieni³ siê w jedno wielkie bia³e echo. Na drug¹ stronê cieœniny Torresa przechodzimy trochê na wyczucie, identyfikuj¹c wysepki, do których pr¹d na nadmiernie zbli¿y³. Odpoczynek przychodzi dopiero na Thursday Island. Deszcz z krótkimi przerwami pada intensywny nadal, ale zd¹¿yliœmy solidnie stan¹æ na kotwicy. Morze Arafura daje nam w koœæ. Pada mniej, ale wiatru nie ma wcale, albo wieje s³abo z kierunku, w którym p³yniemy.
Nie zd¹¿yliœmy na Wielkanoc do Darwin. Zaraz po Œwiêtach Wielkanocnych wchodzimy w Darwin na slip. Usuwamy œlady wejœcia na rafê ko³o Cairns. Dochodzi nas z³a wiadomoœæ. Ze wzglêdu na bardzo powa¿ne problemy do Polski musi wracaæ Henryk Idczak. Trudów rejsu nie sprosta³ Jerzy Kwiatkowski i postanowi³ opuœciæ jacht. Miejscowa Polonia zadba³a o to, aby trudnoœci nas nie za³ama³y. Powierzam im opiekê nad pozostaj¹cymi w Darwin za³ogantami. Dziêki kontaktom nawi¹zanym w Darwin udaje siê za³atwiæ wizê indonezyjsk¹, o któr¹ bezskutecznie staramy siê od roku.
Morze Timor wita nas cisz¹ wyj¹tkowo nieznoœn¹ w tym upale. PóŸniej zaczyna siê jazda spinakerowa a¿ do Kupang na Timorze. Za³atwianie formalnoœci wjazdowych mo¿e zniechêciæ najwytrwalszego. Jacht sprawdzaj¹ po³¹czone si³y Urzêdów - Imigracyjnego, Celnego, Kwarantanny, Policji, Marynarki Wojennej, Stra¿y Wybrze¿a i Kapitanatu portu. Ka¿dy szuka czegoœ na pami¹tkê, a owoc zakazany jest najmilej widziany. Na szczêœcie egzotyka miejsca rekompensuje k³opoty formalne. Targ, na którym jest wszystko, wszechobecny zapach goŸdzików, to sceneria jak z baœni tysi¹ca i jednej nocy. W kierunku Bali wyp³ywamy w otoczeniu miejscowych ³odzi. Po zmroku widaæ tylko silne œwiat³a lamp naftowych na tych ³odziach. Za póŸno na rozwa¿ania czy tu mo¿na spotkaæ piratów. Bezpiecznie docieramy na Bali i stajemy na kotwicy w Benoa. Mamy ma³o czasu, wiêc wynajmujemy mikrobus i zwiedzamy najpiêkniejsze zak¹tki wyspy. Ogl¹damy spektakl tañca Barong, zwiedzamy manufakturê rzeŸb drewnianych, bêd¹cych podstawow¹ pami¹tk¹ dla turystów; oczywiœcie ró¿ne œwi¹tynie buddyjskie, chiñskie i kilku innych religii, których istnienia nie podejrzewaliœmy. W ramach odpoczynku karmimy ma³py, które blokuj¹ przejazd drog¹ i przepuszczaj¹ tylko samochody suto wykupione bananami. Formalnoœci zwi¹zane z wyjazdem równie¿ nie s¹ pozbawione emocji. Nie mo¿emy wyjechaæ z Indonezji, bo nie mamy kart przekroczenia granicy. Dopiero stwierdzenie, ¿e mo¿na nam za³atwiaæ pracê, bo chêtnie tu zostaniemy, koñczy sprawê i wypuszcza nas z tego goœcinnego kraju.
Wracamy do Australii, bo przed nami Wyspa Bo¿ego Narodzenia. Nasze opóŸnienie okazuje siê szczêœliwe. W planowanym przez terminie nad wysp¹ szala³ sztorm. Fale by³y tak gwa³towne, ¿e zdewastowa³y nabrze¿a i wszystko co sta³o na nich i przy nich. Zag³êbiamy siê w Ocean Indyjski. Wyspy Kokosowe potwierdzaj¹ stosownoœæ nazwy oraz upewniaj¹, ¿e mo¿liwy jest raj na ziemi. £apiemy pasat i staramy siê odrobiæ opóŸnienie oko³o trzech tygodni. Wyci¹gamy tajn¹ broñ, czyli apsla, który w tych warunkach spisuje siê znakomicie. Po nieca³ych dwóch tygodniach docieramy do Rodriguez. Wspólnie z niedalekim Mauritiusem tworz¹ wspólne pañstwo. Niby tak blisko a tak wiele dzieli obie wyspy, ¿e wprowadzono ograniczenia w wyjazdach z Rodriguez na Mauritius. Dziêki Polakom ¿yj¹cym w spo³ecznoœci hinduskiej trafiamy w najciekawsze miejsca na wyspach. Do Reunion podchodzimy noc¹, obserwuj¹c erupcjê lawy. To bardzo widowiskowe zjawisko, ale kiedy dwa dni póŸniej stajemy na tym miejscu, dooko³a jest tylko jeszcze lekko dymi¹cy krajobraz ksiê¿ycowy.
Po wyjœciu z Reunion
stwierdzamy infekcjê w nodze Jurka Kamionki. Docieramy do Fort Dauphin
na Madagaskarze i tam z powa¿nej opresji ratuje nas misjonarz z
Wroc³awia o. Jerzy Fluderski.
Godzinê po wejœciu do portu Jurek jest w szpitalu po operacji. Okres
rekonwalescencji wykorzystujemy na zwiedzanie po³udnia wyspy - plantacje
sizalu, oœrodka dla trêdowatych, misji, parku narodowego oraz
niezwyk³ych
cmentarzy animistycznych rozrzuconych wzd³u¿ drogi. Po tygodniu w
komplecie p³yniemy dalej.
Rejon Afryki Po³udniowej wita nas
ciê¿kim zimowym sztormem, przy którym koñczy siê skala wiatru na
wiatromierzu, ale samo op³yniêcie Przyl¹dka Dobrej Nadziei odbywa siê
spokojnie.
Bêd¹c w Kapsztadzie obserwujemy œnieg na Górze Sto³owej. Uœwiadamiamy
sobie, ¿e pocz¹tek lipca to œrodek zimy w tej okolicy. Jesteœmy
zauroczeni miastem, uwa¿anym przez wielu, za najpiêkniej po³o¿one miasto
œwiata.
Jesteœmy opóŸnieni oko³o miesi¹ca
czasu. Z tego powodu rezygnujemy z p³yniêcia w kierunku Brazylii.
Wyznaczamy optymalny kurs w kierunku Europy, który wiedzie przez Wyspê
Œw. Heleny,
Wyspê Wniebowst¹pienia i Archipelag Azorski. Postoje s¹ krótkie. Na Œw.
Helenie sprawdzamy co pozosta³o po Napoleonie Bonaparte,
Wniebowst¹pienie opuszczamy korzystaj¹c z szybkiej ¿eglugi pasatowej pod
bliŸniakami i
spinakerem. Ciszê po miniêciu równika wykorzystujemy na chrzest, po
którym na œrodku Atlantyku skrobiemy czêœæ podwodn¹ jachtu, zaroœniêt¹
lepiej ni¿ broda Neptuna.
29 sierpnia o godz. 1603 jacht
zamkn¹³ pêtlê wokó³ziemsk¹ na pozycji LAT=21o 49.0'N i LON=029o 50,4'W.
Zaraz potem przestaje pracowaæ odbiornik nawigacji satelitarnej i
podstawowym przyrz¹dem staje siê sekstant. Nie przeszkadza nam to trafiæ
do Ponta Delgada.
Przekonujemy miejscowych urzêdników, ¿e jacht w podró¿y dooko³a œwiata
mo¿e bez wizy portugalskiej uzupe³niæ zaopatrzenie na Azorach.
Zbli¿aj¹c siê do Biskajów dogania
nas silny sztorm z zachodu. Przy wietrze przekraczaj¹cym 11 oB wiele
statków rezygnuje z ¿eglugi przez kana³ La Manche na zachód. Zawijamy do
Scheweningen, ¿eby naprawiæ radio i przeczekaæ, a¿ trochê siê wydmucha.
Na Ba³tyk docieramy spokojn¹ ¿eglug¹ przez kana³ Kiloñski. Kiedy mijamy
Arkonê i ju¿ czujemy siê w domu, dopada nas kolejny sztorm. Wiatr 11 oB
wiej¹cy prosto ze
Œwinoujœcia i krótka stroma fala Zatoki Pomorskiej zatrzyma³a nas na dwa
dni na wysokoœci Sassnitz.
Rozmowy z rodzinami i przyjació³mi
oczekuj¹cymi w Œwinoujœciu mobilizuj¹ nas do forsownej jazdy i
maksymalnego przeci¹¿enia jachtu.
Rano 9 paŸdziernika 1988 r. zawijamy do Œwinoujœcia i koñczymy rejs dooko³a œwiata s/y PANORAMA.
Podstawowe dane
s/y PANORAMA Typ - RIGEL
|