Prosto z pokładu s/y Starego.

brak-zdjecia

 

S/y Stary wraz z załogą dzielnie płyną ku wodom Islandii. Poniżej przedstawiamy Wam najnowsze wieści z pokładu przesłane nam przez Kpt. Jerzego Stępniewskiego Jr:

„Skagerrakowa fala przy zachodnim wietrze tężejącym do 8 B skutecznie zweryfikowała plany osiągnięcia Kristiansundu. Także Hanstholm okazał się nie do zdobycia pomimo podwójnie zarefowanego grota i foka sztormowego. Szybko rosnąca fala sprawiła, że posuwanie się pod nią z prędkością ok. 2,5 węzła było cokolwiek męczące, zwłaszcza, że załoga po 48 godzinach w morzu z coraz większym wytęsknieniem spoglądała w stronę stałego lądu a zwłaszcza znajdujących się na nim gorących prysznicy, więc zwrot na kurs baksztagowy został ciepło przyjęty. Zwłaszcza przez wachtę III, która przez dwie godziny zmieniała żagle przednie…

Osiągnięcie Skagen, po dość przyjemnej żegludze, wymagało podparcia się silnikiem, który w okolicach główek wykazał niepokojące oznaki przegrzania. Zafundował on także nieco przypływu adrenaliny, kiedy po kilkuminutowym wyłączeniu nie zechciał zastartować… A na główki portu można było już niemal splunąć, choć nie zaleca się plucia pod wiatr… Wizja kilkunastogodzinnego przelotu do Oslo i wchodzenie tam na żaglach nie napawała optymizmem. Na szczęście okazało się, że kłopot spowodowany był nie wciśniętym cięgnem dławika silnika.

W Skagen Havenmaister radośnie skierował nas do basenu, gdzie pojawienie naszej 13,5 metrowej, stalowej łupinki wzbudziło sporo strachu, wśród posiadaczy „plastików”, nie mniej „Stary” kręci w miejscu, więc na tych 17×17 metrach gdzie nas wpuścił, pomimo silnego wiatru, bez przeszkód udało się zawrócić, ku sporej uldze wszystkich dookoła.

Norweskie wody powitały nas iście Chorwacką aurą, zmuszając do intensywnego używania silnika, który całkiem raźno pchał nasz ciężki jacht ku fiordom. Fiordy robią niesamowite wrażenie. Dwudziestokilkumilowa podróż Lysefiordem to prawdziwa uczta dla oczu, zwłaszcza kiedy otaczające kamienne ściany robią się coraz wyższe, by w końcu osiągnąć kilometr wysokości. Udało nam się nawet wspiąć na 700 metrów, niestety dalsza część wspinaczki by osiągnąć Kjerag wymagała raków i tyczek lodowych ze względu na sporą pokrywę śnieżną wciąż zalegającą na szczytach. Niestety 15 kilometrowy spacer dał się tak w kość sporej części załogi, że następne dwa dni uczyliśmy się chodzić na rękach… W drodze powrotnej spotkaliśmy „Nashąchatę II”, która przekazała w darze kilka paczek papierosów, co uchroniło palącą część załogi przed niechybną śmiercią.

Od fiordów Chorwacka aura nas nie opuszczała i najbardziej deszczowe miasto przywitało nas 30C i pięknym słońcem. Port nad wyraz urokliwy posiada niestety dwie poważne wady – brak prysznicy oraz toalet, z których trzeba korzystać w knajpkach, barach, na przystani promowej…

Po wymianie załogi ruszyliśmy na Szetlandy. Regularne 4-6B, półwiatr, sprawiły, że do Lervick udało nam się dojść w 32 godziny, regularnie utrzymując prędkość przekraczającą 7 węzłów. Dało to także okazję do zmiany żagli, co załoga niecnie wykorzystała by się przemoczyć i wyziębić… Radość podejścia do Lervick nieco przyćmiły kłopoty z silnikiem… „Silnik warknął raz po czym całkiem zgasł…” a co gorsza akumulator rozruchowy nie pokazywał napięcia. Okazało się, że niedokręcona klema na akumulatorze wydała tyle ciepła, że stopił się ołów łączący kabel z klemą… 40 minut po zdiagnozowaniu problemu silnik już raźno pyrkał i o 0340 zacumowaliśmy szczęśliwie w Lervick.”

 

.

Ewelina Filipek

Dodaj komentarz