Z pokładu s/y Starego.

brak-zdjecia

Przesyłamy kolejne informacje płynące do nas z pokładu jachtu s/y Stary, który dzielnie płynie ku Grenlandii:

„W dalszy etap wyruszyliśmy w dwa jachty. O ile początek wyprawy nieco faworyzował ”Starego” – silny prąd na wyjściu i rozsądne 3-4B, sprawiły, że stosunkowo szybko oddaliliśmy się od „Drosomaka” na 6-7 mil tak, że nie był już widoczny na AISie. Nie mniej wraz z postępem czasu pogoda coraz mniej nas rozpieszczała. Nikt z nas nie spodziewał się tak słabego wiatru na tych szerokościach. Słaba dwójka – za mocna, żeby włączyć silnik, za słaba, żeby osiągane prędkości warte były wspominania – wyraźnie dawała fory Maćkowi, który szybko odrabiał straty. Może się okazać, że w Vestenmayen to on odbierze od nas cumy… I tak też się stało.

Życie na jachcie obfituje w niespodzianki. Zazwyczaj niespodzianki te są miłe. A to spotka się pozytywnie zakręconego człowieka, który samotnie płynie na Islandię nawigując w sposób tradycyjny, a to niemieccy żeglarze zaintrygowani Polską flagą wpadną z kubańskim rumem, czasem jakiś miły Norweg powie „chodźcie do baru, ja stawiam”. Człowiek, który ma zostać oficerem, wyglądający na strasznego sztywniaka okazuje się duszą towarzystwa i znakomitym nawigatorem, który pozwala spać spokojnie a człowiek mający o niebo większe doświadczenie na morzu nie kwestionuje decyzji i chętnie dzieli się wiedzą, dziewczyna wchodzi na jacht…

.

Są niestety także niespodzianki przykre. Jak wtedy, gdy miły na pierwszy rzut oka jegomość stara się być za wszelką cenę dowcipny, kiedy piękne brzmienie ciszy kalane jest pustosłowiem, byle tylko ją zagłuszyć…

Żeglarstwo uczy pokory i cierpliwości. Do portu mil dwieście a na Północnym Atlantyku wieje 2 B a i to ledwo. Jacht turla się 2-3 węzły a kapitan rozwiązuje rebus czy to już wystarczająco słaby wiatr, by włączyć silnik i z warkotem posuwać się 5-5,5 węzła, czy spokojnie acz niespiesznie turlać się ku portowi, który jak na złość nie chce się przybliżać.

Długie przeloty dają mnóstwo czasu na przemyślenia, obserwację załogi i nieustanne rozwiązywanie podobnych rebusów. Czy starczy czasu, paliwa, czy ten dźwięk to jeszcze naturalny efekt pracy jachtu na fali, czy może zaraz coś się urwie. 3 doby to dobry przelot, bo załoga zaczyna funkcjonować w rytmie wacht i życie na pokładzie od razu staje się jakoś bardziej poukładane. 80 godzin. Tyle zajęło nam przejście z Wysp Owczych na Vestmannaeyjar – maleńką i niezwykle urokliwą wysepkę 5-6 mil na południe od Islandii. Wejście do portu robi piorunujące wrażenie, albowiem w latach ’70 wybuch wulkanu zniszczył część wyspy, zalał także mniej więcej połowę wejścia po portu. Wpływa się więc bardzo wąskim przesmykiem z prawej strony mając sterczącą na 100 metrów skałę na której nieustannie krzyczą mewy, z lewej zaś straszy czarna, zastygnięta magma. Wprowadzając „Starego” czuję się niemal jakbym parkował tirem przed supermarketem a podobno cumował tutaj „Zawisza Czarny”. Maleńki porcik, sporo kutrów i ribów dla turystów. Prysznicy brak, ale za 450 koron (ok. 15zł) udajemy się na baseny termalne. Powietrze ma jakieś 6 stopni a cudownie parująca woda – 40. Po trzech dobach w morzu to wspaniałe uczucie. Byłoby jeszcze wspanialsze, gdybyśmy nie brali prysznica przez 3 doby, ale mając tonę wody na jachcie można sobie pozwolić na odrobinę komfortu.

Postój był krótki, ale nam znów czas w może. Do Reykiaviku jakieś 120 Mm a na jutro zapowiadają sztormowe 7-10 B ze wschodu, warto więc przeskoczyć za cypel Keflawiku, póki wieje 4-7B. Co prawda każda kolejna prognoza mówi, że niż szybko się wypełnia i nie grozi już zapowiadane początkowo 9-12B, nie mniej nie warto ryzykować.”

Kpt. Jurek Stępniewski Jr.

Ewelina Filipek

Dodaj komentarz